Relacje uczestników Akcja 2015

Bołszowce ocalone od zapomnienia

Miejsce: Bołszowce - wieś koło Halicza w obwodzie iwano-frankiwskim. Termin: 6-18 lipca 2015. Organizator: krakowska fundacja Brat Słońce. Cel: mogiłę pradziada ocalić od zapomnienia.

W wolontariacie uczestniczyło 19 młodych ludzi z różnych miast Polski, m.in. Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Gliwic, Lublina, Przemyśla oraz Rzeszowa. Natomiast Bołszowce po raz pierwszy były celem akcji "Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia", ale prace są zaplanowane na kolejne lata.

Bołszowce to wieś w pełnym tego słowa znaczeniu. Mieszka tu około 2,5 tys. mieszkańców, jest kościół, jest cerkiew, a także kilka sklepów. Społeczność tworzą Ukraińcy, Polaków już się tu nie uświadczy. Są jedynie rodziny, w których niegdyś jedno w przodków było pochodzenia polskiego. W miejscowości stoi dworek z okresu dwudziestolecia międzywojennego, należący niegdyś do rodu Krzeczunowiczów. Obecnie znajduje się w nim dom opieki społecznej.

W Bołszowcach są dwa cmentarze. Na jednym w nich, który postanowiliśmy uprzątnąć - polskie i ukraińskie groby. Najstarsze pochodzą z XIX wieku, najnowsze z XXI. Prezes fundacji Brat Słońce, ojciec Bronisław Staworowski, postanowił zaopiekować się nekropolią. Do Bołszowiec przyjeżdża od lat, gdyż corocznie odbywają się tu Franciszkańskie Spotkania Młodych (FSM), które współorganizuje. Gdy zobaczył, w jakim stanie są polskie nagrobki, postanowił coś z nimi zrobić.

O naszym bołszowieckim cmentarzu nie wiedzieliśmy zbyt wiele. Jedynie ojciec Bronisław był tam w maju, więc opowiedział nam, co zastał. Rzeczywistość była dużo gorsza. Cmentarz porastały chwasty, krzewy i drzewa przekraczające wysokość dwóch metrów. Wiele grobów było zniszczonych i zdewastowanych, nie można było odczytać epitafiów. Niektóre z nich połamały się, inne leżały zakopane w ziemi. Byliśmy przerażeni - jak grupa dziewiętnastu młodych ludzi, z których piętnaście to kobiety, może cokolwiek tu zrobić?

Pierwsze dni pracy były trudne, na szczęście pomogli nam miejscowi ludzie i wynajęci pracownicy, którzy skosili trawy i krzewy. Pogoda szybko się zmieniała - od upału jednego dnia, po ulewę następnego. Obowiązków było dużo, gdyż cmentarz nie był sprzątany od lat. Po usunięciu chwastów przyszła kolej na oczyszczanie nagrobków. Gruba warstwa mchu, kurz, pył i zabrudzenia przysłaniały cenne napisy. Kiedy dotarliśmy już do epitafiów można było je spisać - przynajmniej te, które się ostały. Zauważyliśmy, że wiele z nich ma błędy w zapisie, np. wśród polskich liter pojawia się ukraińska bukwa. Łącznie udało się nam odkryć i udokumentować ponad 30 grobów, a to jeszcze nie wszystkie. Nie zajmowaliśmy się polskimi pomnikami, które zapisano cyrylicą, tę pracę zostawiliśmy na przyszły rok. Po powrocie do Polski zostanie nam już tylko stworzenie bazy grobów, które udokumentowaliśmy. Dzięki temu osoby pochodzące z tych ziem będą mogły je odnaleźć.

Gdy po zakończonych pracach spojrzeliśmy na nekropolię, byliśmy zachwyceni. Skoszone trawy, odsłonięte, czyste groby robiły wrażenie, i to nie tylko na nas. Ekipa TVP Wrocław, która nas odwiedziła, również była pozytywnie zaskoczona. Jak na pierwszy raz świetnie daliśmy sobie radę, ale już myślimy nad kolejnymi przyjazdami do Bołszowiec. Cmentarz obejrzała również Konsul RP we Lwowie pani Lidia Aniołowska, która przybyła do Bołszowiec wraz z małżonkiem.

Nasza praca przyniosła owoce - władze wsi zobowiązały się do wywozu śmieci i opieki nad cmentarzem. Trawa ma być regularnie koszona i spryskiwana środkiem eliminującym chwasty. Miejscowa ludność również okazała nam dużo szacunku i uznania. Bołszowianie często przychodzili na cmentarz, by popatrzeć, co robimy, zaczepiali nas na ulicach i pomagali, częstując kawą lub oferując podwiezienie do klasztoru. Wiele osób było zawstydzonych stanem nekropolii, zatem w czasie naszych prac również Ukraińcy sprzątali groby swoich bliskich.

Ale wróćmy do początku - w Bołszowcach stoi Sanktuarium Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, z którego pochodzi cudowny obraz Matki Bożej Bołszowieckiej, obecnie umieszczony w gdańskim kościele św. Katarzyny. Sanktuarium ufundował w 1624 r. polski hetman Marcin Kazanowski. Kościół i klasztor przed wojną należały do karmelitów, a w czasach ZSRR znajdował się tu skład zboża i nawozów sztucznych, stajnia dla bydła oraz chlew. W latach 90. katolicy odzyskali budynek, który w 2001 roku w stanie ruiny trafił w ręce ojców franciszkanów. Sanktuarium udało się odbudować z środków Senatu RP oraz polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. - Tu nic nie było. Tylko ruina, bród, ateistyczne i satanistyczne napisy - wspominają ojcowie. Obecnie sanktuarium przeżywa drugą młodość - do pięknie wyremontowanego kościoła i klasztoru zjeżdżają wierni i turyści. I tu od 2002 roku odbywają się Franciszkańskie Spotkania Młodych archidiecezji lwowskiej.

I właśnie kolejnym celem naszego wolontariatu była pomoc przy obsłudze XIV FSM, które trwały od 11 do 15 lipca. Do naszych zadań należało posprzątanie obiektu, rozlokowanie pielgrzymów, wydawanie im posiłków, pilnowanie porządku itp. Nie była to praca tak ciężka, jak na cmentarzu, a mieliśmy okazję uczestnictwa w programie spotkania. W tym roku pielgrzymi ze Lwowa, Tarnopola, Kłomyi i Iwano-Frankowska w sposób szczególny modlili się o pokój na Ukrainie. Nie zabrakło konferencji poświęconych życiu świętych, świadectw osób nawróconych na katolicyzm, a nawet żołnierzy walczących na rosyjsko-ukraińskim froncie. Odbywały się msze święte, adoracje Najświętszego Sakramentu, uwielbienia. Gościem specjalnym FSM był arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, który na koniec jednego z kazań rzekł do wiernych: - Bardzo was wszystkich kocham.

Wolontariat dobiegł końca, udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: prace na cmentarzu i obsługę FSM. Na zakończenie zwiedziliśmy jeszcze Iwano-Frankiwsk oraz Lwów. Była to nagroda za nasz kilkunastodniowy trud. Wspomnienia z Bołszowiec zostaną we mnie na długo, gdyż był to bardzo pożytecznie spędzony czas. Praca na cmentarzu dała mi wiele satysfakcji, a w jej trakcie czułam, że robię coś ważnego, okryłam nowe oblicze patriotyzmu. Ocaliliśmy Bołszowce od zapomnienia.

A w taki sposób o pobycie na Ukrainie wypowiedzieli się inni wolontariusze:

- Kresy leżą w kręgu moich zainteresowań, więc akcja dotycząca sprzątania cmentarza była jak najbardziej zgodna z możliwym scenariuszem spędzenia wakacji. Atmosfera wspaniała, grupa zgrana. Zadania zrealizowane. Oby utrzymać ten poziom.

- Czytanie historii na żywo i odkrywanie jej wśród traw i chaszczy stanowiło wspaniałą i niecodzienną lekcję patriotyzmu, ale i odkrywania naszych narodowych korzeni.

- Franciszkańskie Spotkanie Młodych to dla mnie nie nowość. Za względu na wspaniała atmosferę na razie nie wyobrażam sobie spędzenia wakacji bez wyjazdu do Bołszowiec. Smaku dodała akcja "Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia". Wyobrażenia o zakresie robót na cmentarzu zostały szybko zweryfikowane na miejscu. Zastane zaniedbania przerosły moje myślenie.

- Praca na cmentarzu była dość ciężka. Raz w upale, innym razem w deszczu. Ale w sumie dająca wielką satysfakcję. Zwłaszcza w momentach odkrywania wśród wyciętych zarośli niewidocznych wcześniej nagrobków.

- Podczas tej przygody, pracy na cmentarzu przeżycia były różne. Od małej rozpaczy na widok stanu w jakim znajdował się cmentarz - wszystko było bardzo zapuszczone - do ogromnej radości po ciężkim okresie pracy, gdy można było zobaczyć piękne groby. Wykonaliśmy kawał roboty, ale widać ile jeszcze pracy czeka na przyszłość. Jesteśmy bardzo zadowoleni.

Powyższe wypowiedzi są kompilacją opinii wielu osób. A oto kolejne:

- Przyjechałem tu pracować, bo wolontariat mnie kręci. Złapałem już dawno tego bakcyla, daje mi to zadowolenie wewnętrzne i ładuje baterie na ciężkie chwile w ciągu roku. Spotkałem wielu ciekawych ludzi. Praca na cmentarzu i Franciszkańskie Spotkanie Młodych dosyć ciekawie brzmią w zestawieniu np. z wyjazdem w góry. Najciekawsze momenty to chwile, gdy zaczęły wyłaniać się groby spod zarośli i drzew. Niektóre nagrobki trzeba było wyciągać z okalających je korzeni. (Bartosz Kordala)

- Zaryzykowałam wyjazd na Ukrainę z zupełnie obcymi mi osobami. Było to moim marzeniem od kilku lat, aby przyjechać na Ukrainę. Nie wiem dlaczego, ale mam duży sentyment do tego Kraju, do ludzi, ich mentalności. Właśnie teraz spełnia się moje marzenie. Praca na cmentarzu i to co robiliśmy nie rozczarowało mnie w żaden sposób. Spotkałam bardzo fajne osoby. Można było zaobserwować lokalną ludność, ich stosunek do nas. Wiele osób zaczepiało nas po drodze, rozmawialiśmy ze sobą i to było też ciekawe doświadczenie. Mój pobyt tutaj wniósł z pewnością coś w moje myślenie o stosunkach polsko-ukraińskich. Nie spotkaliśmy się absolutnie z negatywnym podejściem osób z tej miejscowości. Wszyscy byli bardzo przyjaźnie do nas nastawieni. Wiele osób mówiło o polskich korzeniach, o swoich przodkach. Przeżyłam też ciężkie chwile. Najtrudniejszy był pierwszy dzień. Był wtedy duży upał i dało się odczuć zmęczenie, a był to pierwszy dzień pracy. Wszyscy jednak wspierali się, pomagali sobie wzajemnie i dało się przetrzymać ten kryzys. Najciekawsze zdarzenie przeżyliśmy podczas przerwy w pracy. Poszliśmy poza cmentarz i spotkaliśmy obcego Pana. Zaczęliśmy rozmawiać i on zapytał, czy jest w Polsce nazwisko Zieliński? Po dłuższej rozmowie okazało się, że może to być moja rodzina z Ukrainy. Mój dziadek pochodzi z okolic Stryja i też nosi nazwisko Zieliński. Było to dla mnie zaskakujące i miłe przeżycie. (Katarzyna Konik)

- Na Ukrainie jestem po raz trzeci. Do tej pory były to wyjazdy turystyczne, dla relaksu i odpoczynku, aby zobaczyć ten kraj. Tym razem postanowiłam przyjechać po to, aby ciężko pracować jako wolontariuszka. Praca włożona w ocalenie cmentarza w Bołszowcach bardzo się opłaciła. Zaskoczyło mnie to, jak wiele było tu do zrobienia. Nasza praca przyniosła ogromny efekt. Zrobiliśmy bardzo dużo. To nie jest tak, ze ta praca pójdzie na marne. Zostawiamy po sobie cmentarz w naprawdę dobrym stanie. Żeby wyglądał tak dłuższy czas, musimy o tym pamiętać każdego roku. Musimy też namówić innych, aby zechcieli nam w tym pomagać. W pamięci utkwiło mi wydarzenia z ostatniego dnia z odkrycia, już po uprzątnięciu trawy, ukrytego w ziemi wśród korzeni nagrobka, który udało nam się wydobyć i wyczyścić. Był to polski grób. Było to takie zwieńczenie naszej pracy w odkrywaniu polskich grobów. Po powrocie na pewno będę zachęcać swoich znajomych, aby przyłączyli się do tego typu akcji. Jest to bardzo dobra forma spędzenia wakacji. Możemy dać coś od siebie, pomóc innym. Przy okazji możemy poznać wspaniałych ludzi, z którymi nawiązujemy szczere przyjaźnie. Poza tym poznajemy nową kulturę, nowe miejsca, rozmawiamy z ludźmi, dowiadujemy się jak oni tu żyją. Jaka jest ich historia. Wszystkie te czynniki sprawiają, że wynosimy stąd naprawdę wspaniałe wspomnienia. Zdecydowałam się na wyjazd z ludźmi, których wcześniej nie znałam. Był to mój pierwszy kontakt z nimi. Ale naprawdę wszyscy są tak wspaniali, tak bardzo otwarci i sympatyczni, że pierwszego dnia już złapaliśmy wspaniały kontakt i przez te dwa tygodnie mieliśmy okazję spędzić ze sobą wspaniały czas, wymienić się swoimi doświadczeniami. Ludzie są super. (Gabriela Feliksiak)

- W Bołszowcach jestem trzeci raz. Wcześniej przyjeżdżałem na Spotkanie Młodych, podobnie jak w tym roku. Dodatkowa akcja sprzątania cmentarza nie zniechęciła mnie. Postanowiłem oderwać się od codziennej szarości dnia powszedniego. Pracę fizyczną wbrew pozorom lubię. Dodatkowo jestem emocjonalnie związany z tą ziemią, ponieważ korzenie mojej rodziny są na Kresach Wschodnich. Co prawda nie w tym miejscu, ale inne grupy są w pobliżu moich rodzinnych stron. Też wycinają, karczują i przywracają właściwy wygląd cmentarzowi. A ja tutaj jakby odwdzięczam się za tą pracę. Nawet miejscowi ludzie pytali, czy nie znaleźliśmy grobów osób z ich rodzin. W środę praca była niezwykle męcząca, gdyż pracowaliśmy w wielkim upale i na pełnym słońcu. Po chwili pracy byliśmy zalani potem, ale pracowaliśmy. Najciekawszy moment? Któregoś dnia zaczęło padać. Wydawało się, że się przejaśni. Ale deszcz się wzmógł i spod plandek udaliśmy się pod dach sąsiadów, u których trzymaliśmy sprzęt. Ukraińcy byli dość życzliwi, bo gdy byliśmy przemoczeni, zmarznięci i trochę zniechęcani poczęstowali nas kawą, ciastkami i kanapkami. (Krzysztof Staworowski)

- Ja dzisiaj grabiłam. Można powiedzieć, że jestem operatorem grabek. Jest mnóstwo pracy. Grabienie, znoszenie trawy. Najgorsze, że to wszystko w słońcu. Wszystko się roztapia, łącznie z rękawiczkami na rękach. Ale ogólnie jest bardzo fajnie, bardzo przyjemnie się nam wszystkim pracuje i jest to pożyteczne. Cieszymy się. (Justyna Hajnus)

- Na początku, przed rozdzieleniem zadań myślałam, że to zbyt duże wyzwania dla nas. Ale dość szybko zgraliśmy się, wzajemnie się uzupełnialiśmy, to co musieliśmy zrobić poszło nam bardzo sprawnie. Nie musieliśmy sobie niczego nakazywać, każdy wiedział co ma robić. Wszyscy byli bardzo odpowiedzialni, więc wspólnie udało się zrobić bardzo dużo. Mam nadzieję, że to co zrobiliśmy będzie jakimś impulsem dla miejscowej ludności, aby to co zostało już zrobione było kontynuowane. Aby nasza praca nie poszła w zapomnienie i kiedy przyjedziemy za rok, obyśmy zastali cmentarz przynajmniej w taki stanie, w jakim jest obecnie. Myślę, że tutejsi mieszkańcy powinni docenić to, że przyjeżdżamy kilkaset kilometrów nie do siebie, do obcego kraju i ma to dla nas duże znaczenie. Dla nich też to powinno mieć duże znaczenie. Należy o to po prostu dbać.
Zachęcam każdego do przyjazdu na Ukrainę i spędzenia tutaj kawałka wolnego czasu, aby zobaczyć jak tutaj wyglądają cmentarze i jak wiele wspólnie można dla tych miejsc zdziałać. Polecam z całego serca. Można sobie zrobić przerwę od naszej rzeczywistości. Zobaczyć miejsca, w których żyje się nieco inaczej, ale można pokazać, że można coś zmienić. (Justyna Koch)

Agnieszka Bąder
foto - @ Fundacja Brat Słońce

Realizacja projektu dzień po dniu w Bołszowcach

2015.07.06
Wyjazd z Krakowa i dotarcie do Bołszowiec

2015.07.07
Rekonesans po cmentarzu, dokonanie oględzin i pomiarów, wykonanie fotografii, spotkanie z miejscowymi pracownikami, wyznaczenie zakresu prac

2015.07.08
Koszenie traw, wycinanie zarośli, krzewów i drzewek i wynoszenie śmieci na wskazane miejsce

2015.07.09-11
Jw. oraz prace przy odsłoniętych nagrobkach (oczyszczanie, dokumentowanie, fotografowanie)

2015.07.12-14
Udział w Franciszkańskim Spotkaniu Młodych w Bołszowcach

2015.07.13
Odwiedziny Pani Grażyny Orłowskiej-Sondej wraz z ekipą TVP Wrocław

2015.07.15-16
Prace końcowe, dokoszenie pozostałych kęp traw, wyniesienie śmieci, karczowanie korzeni, dokończenie dokumentacji

2015.07.16
Wycieczka do Stanisławowa, Halicza i Skansenu w Kryłosiu

2015.07.17
Wycieczka do Lwowa i powrót do Krakowa


(aby powiększyć - kliknij w zdjęcie)