Relacje uczestników Akcja 2014

Cmentarze na wzgórzach: Łoszniów, Mogielnica, Kokutkowce

Cmentarze na wzgórzach

Naszą grupę w tym roku opiekującą się cmentarzami w Łoszniowie, Mogielnicy i Kokutkowcach, tworzyły osoby o różnych zamiłowaniach, które połączyła akcja "Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia". Każdy z nas wyruszał w tę podróż po raz pierwszy, stąd od początku nad naszą drużyną unosił się zapach tajemniczej przygody, której towarzyszyły wielkie emocje. Oprócz narzędzi do pracy i innych rzeczy codziennego użytku, zabieraliśmy ze sobą również pierwiastki swojego życia, które są zawsze najcenniejszą "walutą". Wiedzieliśmy, że tam dokąd zmierzamy szlakiem naszych przodków, leżą Kresy - kraina tygla kultury - utracona przez naszych dziadków, zmuszonych do jej opuszczenia po II wojnie światowej. Tak właśnie rodziło się w nas przeświadczenie, że nie będziemy tam "obcy", utwierdzane z każdym kolejnym ciepłym słowem kierowanym do nas przez napotkanych życzliwych ludzi. Wracamy do tej pradawnej zielonej górzystej ziemi, naznaczonej krwawymi bliznami.

Po pełnej wrażeń wielogodzinnej podróży przez Polskę, drogi i bezdroża Ukrainy, cali i zdrowi dotarliśmy do miejsca naszego zakwaterowania. Trembowla to miasto kapiących złotem dachów cerkwi i pięknej Zofii Chrzanowskiej, o której przechodnie mówią "nasza bohaterka". Miasto zwiedziliśmy, byliśmy na koncercie, miód i wino piliśmy... Polecamy zamczysko na wysokiej skale, na którym zacni państwo swe płyty fundatorskie pozostawiwszy, naszym oczom uciechę sprawili.

Widok cmentarza w Łoszniowie natchnął nas nową energią do pracy. Jednak ze względu na święto religijne, mogliśmy jedynie wykonać wstępny obchód i zrobić zdjęcia porównawcze. Cmentarz porastały bez mała dwu i półmetrowe osty, pokrzywy i drzewa. Dopiero następnego dnia rano, uzbrojeni w kosiarkę i kosę, a także grabie, widły i siekierę, zabraliśmy się z wielkim entuzjazmem do koszenia, wycinania, wyrywania, przerzucania, grabienia i czyszczenia. Zbędne okazały się polecenia - wszyscy ochoczo zabrali się do pracy. Mnie przypadło koszenie, Antoni nie pozwolił się oderwać od kosiarki spalinowej, mój tato na zmianę z moim bratem wycinali drzewa wokół pomników, dziewczyny zajęły się grabieniem. Choć pracy było zatrzęsienie, każdy pracował za dwóch. Po kilku godzinach, odsłoniliśmy cały obszar uporządkowany w zeszłym roku przez grupę pani Ewy Majewskiej i pana Wiesława Skorupskiego z Prus. Równolegle udało nam się rozpocząć pracę przy odsłanianiu bocznej ścieżki do cmentarza, pomnika Muszyńskich i odnalezionego kamiennego grobowca-krypty z 1816 r. Jeszcze tego dnia wszystkie prace były już niemalże ukończone: chaszcze na cmentarzu zagrabione, drzewa wokół pomnika Muszyńskich i Grobowca wycięte.

Następnego dnia po mszy w kościele w Łoszniowie pracowaliśmy z nie mniejszym zacięciem. Najbardziej niebezpiecznym i jednocześnie najefektowniejszym zajęciem, którego się podjęliśmy, było całkowite oczyszczanie tajemniczej budowli sakralnej z bluszczu, krzewów i drzew. Nie było to zajęcie dla osób mających lęk wysokości. Wspięliśmy się na szczyt blisko pięciometrowej kamiennej piramidy. Widok Łoszniowa zapierał dech w piersiach. Bluszcz stanowił coś w rodzaju kożucha, który mógł swobodnie utrzymać dorosłego człowieka. Zakończyliśmy nasze dzieło jeszcze tego dnia. Grobowiec wyglądał monumentalnie i pięknie; niczym klejnot w koronie, oblekł cmentarz nimbem nieodgadnionej tajemnicy. Cały wtorek i środę towarzyszyło nam palące słońce. Postanowiliśmy zatem wilgotne niedopalone sterty chwastów zostawić do wyschnięcia, aby je wypalić później. Niestety, plany te pokrzyżował deszcz padający w następnych dniach.

W czwartek pojechaliśmy do Mogielnicy. Tam zasmucił nas widok zrujnowanego i splądrowanego kościoła. Zerwana blacha sterczała żałośnie nad szkieletem więźby dachowej. Wewnątrz odrapanych murów znaleźliśmy głęboki wykop - ślad po szabrownikach. Uniosłem głowę do góry i widok, który ujrzałem, uświadomił mi, co jest tak ważne w tym miejscu. Ze sklepień patrzyły na mnie dzieła dawnych malarzy. Obraz tego kościoła mam do tej pory przed oczyma.

Cmentarz w Mogielnicy zajmuje zbocze wzgórza kościelnego. Zabraliśmy się do pracy bezzwłocznie, mimo żaru lejącego się nam na głowy. Udało się nam wykosić trawę i wyciąć krzewy na placu przed pomnikiem księdza Józefa Zawistowskiego i wokół wszystkich mogił na cmentarzu. Wycięliśmy również część drzew i krzewów zasłaniających zupełnie mogiły znajdujące się najbliżej kościoła. Najwięcej jednak wysiłku kosztowało nas podniesienie i "wymurowanie" części postumentu pomnika, który chylił się ku upadkowi na skraju parowu.

Do miejscowości Kokutkowce wiedzie wielokilometrowa wyboista droga pomiędzy wzgórzami. Wiedzieliśmy, że ludzie z tej wsi zostali przesiedleni do miejscowości Chróścina koło Góry Śląskiej - blisko 15 km od mojego miejsca zamieszkania. Okazało się, że pani Anna Nyszczota, która pokazała nam cmentarz, była u swojej rodziny w Chróścinie. Obiecaliśmy, że wrócimy tutaj z wiadomością od nich. Tym miłym akcentem rozpoczynaliśmy pracę na tym odkrytym dla naszej akcji cmentarzu. Wśród starych drzew odnaleźliśmy wiele polskich nazwisk, a pewien starszy pan powiedział nam, że kiedyś nikt nie odróżniał Polaka od Rusina, wszyscy byli Ukraińcami (kresowiakami). Utwierdziliśmy się w naszym przekonaniu o sztuczności podziałów, jakie, mam nadzieję, zniesie unijna przyszłość tego młodego państwa. Rozpoczęliśmy pracę od odsłonięcia sporej części cmentarza tuż przy płocie od strony drogi i wycięcia szerokiej drogi do bramy - teraz będzie łatwiej znaleźć starszą część. Po oczyszczeniu z mchu kilku pomników zakończyliśmy pracę żegnani przez serdeczną nam Panią Annę.

"... Na mnie mówią Polak, a ja Ukrainiec, a na Panią mówią Ukrainka, a Pani jest Polką..., nas sztucznie podzielono". Te znamienne zdania, które są doskonałym podsumowaniem naszej relacji, usłyszeliśmy na ulicach Tarnopola od jednej Pani urzędniczki, której pomagaliśmy przenieść zakupy do urzędu wojewódzkiego w Tarnopolu. Było to następnego wolnego dnia, gdy udaliśmy się na wycieczkę. W ten sposób na ulicach Tarnopola zakończyła się nasza misja wśród wzgórz-cmentarzy, gdzie święte postacie na malowidłach niosą topór i pastorał. Było wspaniale...

Kamil Skorupski

(aby powiększyć - kliknij w zdjęcie)
Zobacz też: