Relacje uczestników Akcja 2017

Zawadówka, Toustobaby, Markowa

Grupa Wolontariuszy z Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Ludowie Polskim 8 lipca 2017 r. wyjechała na Kresy po raz drugi. W tym roku zostały nam przyporządkowane trzy cmentarze w miejscowościach: Zawadówka, Markowa i Toustobaby (obecnie Wysokie).

Na miejsce przyjechaliśmy 9 lipca ok. godz. 11:00 do miejscowości Monasterzyska, gdzie zakwaterowaliśmy się w niewielkim hotelu. Z uwagi na to, że była to niedziela nie mogliśmy podjąć prac na cmentarzach. Podjęliśmy decyzję, że zwiedzimy miasteczko. Udaliśmy się do cerkwi prawosławnej, gdyż w mieście nie ma polskiego kościoła. Kiedy weszliśmy do cerkwi okazało się, że jest już po nabożeństwie, jednak zauważył nas ksiądz, który udzielił nam błogosławieństwa na cały pobyt. W Monasterzyskach urodzili się rodzice jednego z wolontariuszy pana Roberta Ćmikiewicza - udało nam się odnaleźć dom w którym mieszkali. Zwiedziliśmy także Muzeum Łemkowskie oraz spotkaliśmy się ze znajomymi, których poznaliśmy w ubiegłym roku.

Następnego dnia udaliśmy się na cmentarz w miejscowości Zawadówka - porządkowaliśmy go już w ubiegłym roku. Zawadówka jest to niewielka miejscowość, w której żyje już tylko kilkoro Polaków. Cmentarz ten jest dla nas bardzo ważny, ponieważ znajduje się na nim zbiorowa mogiła. Pochowanych w niej zostało 47 Polaków zamordowanych 22 grudnia 1944 r. z rąk UPA. Cmentarz w Zawadówce podzielony jest na dwie części: polską i ukraińską, oddzielonych od siebie pasmem drzew. Na cmentarzu tym pracowaliśmy w poniedziałek, wtorek i w czwartek, gdyż chcieliśmy go gruntownie uporządkować ponieważ pod koniec lipca miało odbyć się poświęcenie pomnika na zbiorowej mogile, do którego się przygotowywaliśmy. W trakcie pobytu nadzorowaliśmy prace kamieniarzy, którzy wykonywali pomnik. Większość prac związanych z wycinaniem drzew i krzewów poczyniliśmy w ubiegłym roku, jednak trawa, chwasty i drzewa szybko odrastają. Nasza ubiegłoroczna praca została przysłonięta przez nowe zarośla. Ponownie w ruch poszły piły, kosy spalinowe, grabie i sekatory. Ze względu na ogrom pracy dwie z trzech pił w które byliśmy wyposażeni zepsuły nam się. Rozpoczęliśmy od uporządkowania odnalezionej w ubiegłym roku zbiorowej mogiły, w której pochowani są między innymi członkowie mojej rodziny. Mogiła była nie tylko porośnięta przez drzewa i krzaki, ale miejscowi Ukraińcy mimo iż uprzątnęliśmy ją w ubiegłym roku zrobili sobie na niej ponownie śmietnik. Naszą pracę musieliśmy zacząć od nowa. Kiedy zakończyliśmy prace na mogile, która znajduje się w części ukraińskiej, przystąpiliśmy do prac na polskim cmentarzu. Zachowało się tam niewiele nagrobków, gdyż miejscowość tę zamieszkiwali mało zamożni ludzie i na większości grobów stawiali drewniane lub metalowe krzyże, które nie przetrwały do dnia dzisiejszego. Nagrobki, które się zachowały wykonane zostały z piaskowca i napisy na nich są już mało czytelne. Chcąc zachować ich pierwotny charakter nie używaliśmy farb do poprawiania liter, ani ostrych narzędzi do ich oczyszczenia. Cmentarz ten jest usytuowany na pagórku, przez co skazany jest na niszczycielskie działanie warunków atmosferycznych tj. silny wiatr, ulewy, co naraża stojące tam nagrobki na zawalenie. Niektóre z nich zastaliśmy przewrócone i rozbite. Staraliśmy się je postawić i wzmocnić zaprawą cementową.

Środa na Ukrainie była dniem wolnym od pracy, ponieważ obchodzono tam święto Piotra i Pawła. W tym dniu udaliśmy się na wycieczkę do Kamieńca Podolskiego i Chocimia. Miasta te odgrywają ważną rolę w historii Polski. W Kamieńcu Podolskim zwiedziliśmy twierdzę broniącą Rzeczpospolitą przed turecko-tatarskimi najazdami. Podziwialiśmy stamtąd widok na miasto, następnie przeszliśmy przez most turecki łączący twierdzę ze starówką. Podziwialiśmy kościół trynitarski pw. Świętej Trójcy, kościół św. Mikołaja z herbem Potockich - Pilawa, ratusz, następnie weszliśmy do katedry rzymsko-katolickiej pw. św. Piotra i Pawła. Zwróciliśmy uwagę na przylegający do katedry minaret z drugiej połowy XVII w. na którego szczycie umieszczona jest miedziana figura Matki Boskiej. Z Kamieńca Podolskiego udaliśmy się do Chocimia gdzie zwiedzaliśmy zamek. Uznaliśmy, że będąc tak blisko warto pokazać młodzieży ważne dla historii Polski miasta.

W czwartek kończyliśmy prace na cmentarzu w Zawadówce i po południu udaliśmy się do pobliskich Toustobab. Pracowaliśmy tam w deszczu wycinając krzewy, zawalone drzewa i kosząc wysokie zarośla. W międzyczasie naprawiliśmy jedną z zepsutych kos, tak więc mieliśmy do dyspozycji dwie kosy spalinowe i piłę. W tak ciężkich warunkach ciągle rwały nam się żyłki w kosach. W strugach deszczu odkrywaliśmy kolejne polskie nagrobki. Do Toustobab wróciliśmy jeszcze w piątek, gdzie pracowaliśmy cały dzień. Cmentarz w Toustobabach jest dużym cmentarzem, ale nie tak zaniedbanym jak przydzielone nam cmentarze w Zawadówce i Markowej. Kilka lat temu z inicjatywy ukraińskiego księdza polska część cmentarza została uporządkowana. W pracach tych uczestniczyli Polacy mieszkający w Toustobabach m.in. rodzina Listwanów. W ubiegłym roku poznaliśmy ich córkę Marysię, która pracowała w Urzędzie Miejskim w Monasterzyskach i wraz z młodzieżową grupą sportową zajmowała się nami podczas pobytu na Ukrainie. Grupa ta rozpadła się, ale Marysia prawie każdego dnia pomagała nam na wszystkich cmentarzach. Po zakończonych pracach zostaliśmy zaproszeni przez rodzinę Listwanów na kolację. Wzajemnie obdarowaliśmy się upominkami. Zachęcaliśmy ich do przyjazdu do Polski.

W sobotę wyjechaliśmy na cmentarz w Markowej. W ubiegłym roku odkryliśmy tylko kilka polskich nagrobków, ponieważ więcej nie zdążyliśmy. Cmentarz ten znajduje się na wzniesieniu nieopodal kościoła i jest bardzo rozległy - zajmuje powierzchnię kilku hektarów. Cmentarz jest bardzo zaniedbany i zarośnięty, pracę utrudniały pomniki przylegające do siebie i pomieszane polskie z ukraińskimi. Pracowaliśmy już tylko jedną kosą, gdyż dwie pozostałe nam się zepsuły i nie można ich było naprawić. Po wykoszeniu alei wzdłuż cmentarza szliśmy po niej jak po dywanie. Zapadało się wszystko. Było pełno pnączy, które od wczesnej wiosny należało traktować środkami chemicznymi. Nie mieliśmy już sprzętu do pracy. Dotarliśmy tylko do tych nagrobków, które zostały przez nas uporządkowane w poprzednim roku. Nie było szans, żeby dotrzeć do dalszej części cmentarza. Podjęliśmy decyzję, że zamiast cmentarza uporządkujemy teren wokół opustoszałego polskiego kościoła. Zachęcali nas do tego również miejscowi, prosząc jednocześnie, aby w przyszłości wyremontować kościół. Świątynia ta od czasów wojny została pozostawiona sama sobie. Z roku na rok popada w ruinę. W czasie komunizmu kościół służył jako magazyn zbożowy. Zarośla wokół budynku sięgały dachu - rósł tam niebezpieczny barszcz Sosnowskiego, sięgający nawet do 4 m wysokości. Sporo wysiłku kosztowało nas uporządkowanie tego terenu, ale mogliśmy tu wykorzystać sprawną piłę i szpadle, którymi wycinaliśmy barszcz. Wszystko na bieżąco paliliśmy. Podczas prac na cmentarzach zużyliśmy ponad 50 l paliwa. W poniedziałek udało nam się uporządkować teren wokół kościoła, a we wtorek wyruszyliśmy do Polski.

Sam wyjazd wymagał wiele wyrzeczeń i wysiłku, lecz trzeba przyznać, że robione to było w szczytnym celu. Młodzież pracowała z zaangażowaniem w pocie czoła, wykorzystując prywatny sprzęt przywieziony z Polski, wykonywali wszystkie najcięższe prace na równi z nauczycielami i innymi wolontariuszami. Chcąc zaznaczyć swą obecność na polskich cmentarzach po zakończonych pracach zapaliliśmy na nagrobkach biało-czerwone znicze oraz zawieszaliśmy nasze flagi narodowe.

Podczas pobytu spotkaliśmy się z ogromną życzliwością nie tylko Polaków, ale i Ukraińców. Zatrzymywali się podczas naszych prac na cmentarzach, rozmawiali z nami, zapraszali do swoich domów. Gościliśmy na obiedzie u rodziny Michała Hładkiego - Ukraińca z Zawadówki. Jednak wiele razy musieliśmy odmówić gościny z powodu braku czasu. Wszystkich, którzy nas gościli oraz napotkanych zarówno Polaków, jak i Ukraińców staraliśmy się obdarować podarkami przywiezionymi z Polski.

Opiekun grupy: Wioleta Stupnicka

(aby powiększyć - kliknij w zdjęcie)