Relacje uczestników Akcja 2016

Laszki Murowane (ob. Murovane) i Stara Sól - relacja i refleksje po pobycie i pracy na cmentarzach

Na wyjazd na Ukrainę zaprosiła nas Pani Ola i Pani Beata. Dzięki kontaktom tej drugiej wyjazd mógł być możliwy. Podobnie jak dla większości uczestników akcji, nasza podróż zaczęła się od Krzyżowej, gdzie wzięliśmy udział w wykładach i spotkaniach przygotowujących wolontariuszy do wyjazdu na Ukrainę. Później była kwesta w naszej szkole (Zespół Szkół Gastronomicznych we Wrocławiu) i przy kościołach na obrzeżach Wrocławia, gdzie spotykają się potomkowie ludzi pochodzących m. in. z okolic Chyrowa, w tym także z Laszek Murowanych. Prosto po koncercie Iron Maiden ruszyliśmy w trasę i naszą nieznaną przygodę. Wychowawczyni oraz Pani Beata uprzedziły nas o tym, że czeka nas trudna praca na cmentarzach, Pani Ola uśmiechała się jak zawsze.

Ukraina przywitała nas dziurawymi drogami i sporą grupą dzieci przed szkołą w Murovanem. Przygotowano dla nas występ artystyczny. Dziewczyny w strojach nawiązujących do ludowych recytowały wiersze, wszyscy przyglądali się nam z dużym zainteresowaniem. Jeszcze zanim opuściliśmy teren szkoły, rozdaliśmy pierwszą partię polskich słodyczy, które sprawiły dużo radości każdemu z dzieci.

Laszki Murowane (obecnie: Murovane) to dawne miasteczko na Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej, leżące w przedwojennym powiecie starosamborskim (po 1930 r. samborskim), w województwie lwowskim, położone przy gościńcu prowadzącym z Chyrowa do Sambora przez Starą Sól, u podnóża Magury Lackiej, zwanej przez miejscowych Łysą Górą (659 m n.p.m.), w dolinie górskiej rzeki Strwiąż - dopływu Dniestru.

Północno-zachodnia część regionu z Samborem, Felsztynem, Laszkami Murowanymi, Starą Solą, Sąsiadowicami, Dobromilem, Nowym Miastem i Niżankowicami należała do ciągnącego się od Przemyśla obszaru wczesnego i intensywnego osadnictwa, charakteryzującego się bogactwem zabytków o zróżnicowanym charakterze. Istotne znaczenie dla rozwoju tego terenu miały żupy solne a także ośrodki magnackich dóbr. Laszki przed wojną zamieszkiwali zarówno Polacy, jak i Ukraińcy. Po wyjeździe w 1946 r. ostatniej grupy Polaków na ziemie zachodnie, nie spotkamy już mieszkających w Laszkach Polaków, natomiast w sąsiedniej Starej Soli pozostały nieliczne polskie rodziny.

Laszki w r. 1374 zostały nadane Herburtom przez księcia Władysława Opolczyka. W miejscowości do czasów obecnych pozostały resztki ruin zamku Mniszchów, który pamiętał czasy Dymitriady i oświadczyny Dymitra Samozwańca Marynie Mniszchównej (późniejszej carycy Rosji), pozostały również dwie świątynie - dawny kościół zamkowy (dziś cerkiew prawosławna) oraz nowszy kościół parafialny zbudowany przez Polaków na początku XX w., po II wojnie używany jako magazyn kołchozowy, dziś cerkiew grekokatolicka odnowiona dzięki wsparciu Polaków mieszkających niegdyś w Laszkach. Wszystkie przedwojenne murowane z cegły budynki przypominają, że było to miasteczko murarzy. To tyle w skrócie o miejscu, do którego przyjechaliśmy.

W trakcie naszego pobytu byliśmy w stanie poznać Ukrainę od strony jej gościnności, uprzejmości gospodarzy i tak naprawdę całej wioski. Nasz kierowca zastanawiał się co w tym kraju się stało, że mimo takiej bliskości granicy polskiej, jest zupełnie inaczej niż u nas, mają nieporównywalnie niższy standard życia, głodowe emerytury, kiepskie drogi...

Samo powitanie zrobiło na nas duże wrażenie. Gospodarze byli w stanie oddać nam wszystko co mieli, aby nas dobrze ugościć. Praca na cmentarzu okazała się łatwiejsza, niż przypuszczaliśmy. Bardzo dużo pomogła nam społeczność lokalna, która służyła sprzętem, jakiego nam brakowało, a czasem razem z nami chwytała za kosy i grabie. Już pierwszego dnia byliśmy zaskoczeni stwierdzeniem Pani Ireny - wicedyrektorki szkoły, że nie mamy co robić na cmentarzu, bo oni skosili trawę. Rzeczywiście nasz przyjazd do ukraińskiej społeczności zmobilizował ich do częściowego usunięcia wysokiej trawy, która przesłaniała polskie groby. Nie ma co się dziwić, że polska część była tak zarośnięta. Oni nie dbają również o własną ukraińską część jak to jest przyjęte w polskim zwyczaju.

Pierwszego dnia obejrzeliśmy najpierw dokładnie, co mamy zrobić. Rzeczywiście leżało trochę stosów skoszonej trawy i chwastów do wysuszenia, ale przy tej ilości "chaszczy" nie udało się im wypatrzyć wszystkich polskich grobów zagubionych w zaroślach. Ile energii mieli w sobie zwłaszcza Robert, Mateusz i Pani Ola, by odsłonić to, co było już niewidoczne dla oczu? Zakup podkaszarki był dopiero przed nami, w ruch poszły sekatory i pożyczone od Ukraińców kosy, zresztą miejscowy rówieśnik Jura razem z kilkoma innymi osobami również zabrali się z nami do pracy tego dnia. Przydała się również siekiera Mateusza, bo z niektórych grobów wyrastały już krzewy o grubych pędach. Dużo radości sprawiły nam widoczne efekty naszej pracy. Najważniejsza okazała się praca zespołowa. Każdy wiedział, co miał robić. Chłopcy imponowali nam zacięciem do trudniejszej roboty z zakupioną w Starym Samborze podkaszarką i pracami wymagającymi siły. Kierowca dzielnie nas wspierał. Dziewczyny oczyszczały groby z mchu, zanieczyszczeń, przeróżnych roślin i krzewów wyrastających z niektórych grobów, Mateusz dzielnie pomagał w różnych pracach. Robert wyspecjalizował się w koszeniu i potem było to przede wszystkim jego zajęcie, robił to z ogromną pasją. Na zmianę grabiliśmy skoszoną trawę i chwasty, potem przyszła pora na odtwarzanie napisów na grobach. Dużą cierpliwością wykazały się w tej kwestii Paulina i Karolina a także Klaudia. Paulinie udało się odtworzyć napis na jednym z grobów, który był już praktycznie nieczytelny. Pani Beata przypomniała sobie z rodzinnych opowieści, że takie nazwisko w Laszkach funkcjonowało przed wojną i można było je ze 100-procentową pewnością wpisać. Klaudia i Karolina dzielnie oczyszczały też grobowce, zwłaszcza w Starej Soli. Tu większość pomników była pod drzewami i zabrudzenia były większe niż w Laszkach Murowanych. Teren w Starej Soli większy i trudniejszy, polskie groby w Laszkach były w jednym skupisku i pomimo, że po większości pozostały tylko ślady w postaci lekkich wypukłości, tej dawnej polskiej części Ukraińcy nie zagospodarowali na nowe groby, być może dlatego, że nadal trwają kontakty, choć już osłabione przez upływ czasu, między polskimi i ukraińskimi rodzinami.

W zaroślach odnaleźliśmy groby Kaczorowskich oraz rodziny Olszanieckich i Durda. Ktoś z tej rodziny wykonał nową nierdzewną tabliczkę z nazwiskami, więc na tym pomniku nie odtwarzaliśmy napisów.

W Laszkach zachowały się niektóre grobowce rodziny Zołoteńkich, Cycułów (były też wersje nazwiska z XIX w. zapisane jako Cecuła), Kaczorowskich, Szurkawskich, Mądrych, Lewickich, Olszanieckich, Durda.

W Starej Soli spotkaliśmy polskie groby rodziny Frydlewiczów, Sokołowskich, Wasaczów, Staromiejskich, Mermon, Brodowicz, Pollo, Mierzeńskich. Tu polskie groby znajdują się pomiędzy ukraińskimi, stawia się również nowe w miejscu starych, więc spora część ich już nie istnieje. W Starej Soli na cmentarzu stoi duży krzyż poświęcony polskim bohaterom z lat 1918-1919. Niestety wymaga pilnej renowacji - atakuje go rdza, odpadła spora część liter... Niestety nie mieliśmy odpowiedniego sprzętu, by go odnowić. Ukraińcy dokładnie naprzeciwko polskiego krzyża, dla przeciwwagi, postawili równie duży, lśniący nowością krzyż upamiętniający Ukraińską Armię Halicką. I widać, że o niego dbają...

Mieliśmy świetnych opiekunów. Co prawda Pani Ola źle zniosła wizytę w pobliskiej Salinie, gdzie zaprosili nas Ukraińcy (to miejsce brutalnego mordu ponad 3 tysięcy osób), ale jej spostrzeżenia na temat sytuacji współczesnej Ukrainy są godne przytoczenia: "Niebezpieczna jest zabawa historią. Ukraina to młody, zagubiony naród. Szukają tożsamości i swoich bohaterów wykorzystując nazwiska naszych rodaków, co jeszcze nie boli tak, jak gloryfikowanie banderowców, którzy dla wielu z nas byli oprawcami naszych rodzin przed laty. Flagi banderowskie powiewające obok ukraińskich narodowych w wielu miejscach, pobliskich miasteczkach, również na niektórych cmentarzach, np. w Chyrowie. Ten kraj potrzebuje pomocy humanitarnej, nie kolejnych krzyży stawianych co krok dla tych, którzy niepotrzebnie giną na wschodzie Ukrainy. Trzeba im pomóc iść do przodu. A czy można iść do przodu w chaosie, w destabilizacji, bez wyraźnego celu i kierując się jedynie układem towarzyskim? Możemy gonić za wolnością, ale wolność jest wtedy, kiedy ponosisz odpowiedzialność, więc tu potrzebna jest wędka, nie ryba... Nowe wzorce zachowań, nie paczka słodyczy..."

Panie przez cały wyjazd próbowały nam pomóc, jak tylko mogą, abyśmy ten wyjazd zapamiętali na długo. Praca w ciągu dnia a przed wieczorem integracja z ukraińską młodzieżą i gospodarzami, gry sportowe, zwiedzanie najbliższej okolicy...

Na chłopcach duże wrażenie zrobiła Msza odprawiona za zmarłych w obrządku wschodnim w przeddzień naszego wyjazdu. W trakcie naszych prac porządkowych na cmentarzu w Laszkach, postawiono nowy metalowy krzyż zakupiony dzięki funduszom przekazanym tuż przed naszym wyjazdem na Ukrainę przez dawnych mieszkańców i ich potomków dla pamięci przodków. Ogromnym przeżyciem było dla nas spalenie poprzedniego drewnianego krzyża, postawionego przez Polaków w 2002 r., ale teraz zmurszałego, w opłakanym stanie. Ten nowy przyczynił się do wydarzenia dość nietypowego w społeczności międzywyznaniowej i międzynarodowej. Na Mszę w cerkwi grekokatolickiej i nabożeństwo poświęcenia krzyża na cmentarzu przybyli zaproszeni księża wyznania rzymskokatolickiego, grekokatolickiego i prawosławnego. Ekumeniczną uroczystość celebrowali wspólnie 3 kapłani i uczestniczyli w niej wyznawcy 3 wyznań.

Na koniec każdy, kto chciał, mógł zabrać głos. Księża nas pobłogosławili na drogę powrotną, Panie: Ola i Beata podziękowały za gościnę a Pani Irena Dziubińska, która gościła dziewczyny, dziękowała nam za pokazanie drogi, jaką można iść przywracając pamięć przodków. Dla nas, i z pewnością dla Pani Oli, Pani Irena jest osobą ciepłą, uczynną, spostrzegawczą, empatyczną. Niestety sama przeżywa dramat po nienaturalnej śmierci córki. Okazuje się, że wnuk, który obecnie jest jej światem, jest na froncie wojennym na wschodzie Ukrainy, froncie przedziwnym i okropnym, bo oni (Ukraińcy) w Donbasie mają rozkaz, by nie strzelać a tamci (Rosjanie i ukraińscy płatni najemnicy) nie są objęci żadnym kodeksem moralnym ani rozkazami pokojowego rozwiązania sytuacji, oni mogą strzelać. Wnuk Pani Ireny dzień przed naszym wyjazdem przyjechał na kilkudniową przepustkę z frontu do domu. Mieliśmy z nim okazję porozmawiać. Mimo tragedii w tle i skromnych warunków bytowych na Ukrainie zrozumieliśmy, że bieda to tak naprawdę stan umysłu, a nie braku rzeczy materialnych.

Niesamowicie podobały nam się te dni spędzone na Ukrainie, dały możliwość głębszych refleksji. Uporządkowaliśmy polską część cmentarza w Laszkach i sporą część polskich grobów na cmentarzu w Starej Soli, uczestniczyliśmy we wspólnym międzywyznaniowym nabożeństwie, zobaczyliśmy Lwów, który nas zauroczył bogactwem zabytków i panującą w nim atmosferą, nekropolię łyczakowską z grobami Konopnickiej, Zapolskiej, Goszczyńskiego, Grottgera, Bełzy i innych znanych Polaków, Cmentarz Obrońców Lwowa, gdzie spoczywają nasi rówieśnicy walczący o polskość tego miasta, Beńkową Wisznię - posiadłość Aleksandra Fredry i Rudki - miejsce jego spoczynku oraz pobliski Sambor - miasto królowej Bony i okoliczne urokliwe miasteczka - Chyrów, Dobromil, Niżankowice...

Jeśli byłaby możliwość powrócić, pojechalibyśmy tam jeszcze raz. Ten nietypowy wakacyjny wyjazd zapamiętamy na długo.

uczniowie Zespołu Szkół Gastronomicznych we Wrocławiu:
Klaudia Bednarska
Paulina Kaczyńska
Karolina Mróz
Robert Dobosiewicz
Mateusz Templin
wraz z opiekunkami: Aleksandrą Główczyńską i Beatą Oziembłowską